Nauka dla Społeczeństwa

29.03.2024
PL EN
19.09.2014 aktualizacja 19.09.2014

Mędrca szkiełko i ...wiara

Kiedy słucham takich zagorzałych naukowców-racjonalistów i zarazem zdecydowanych ateistów, jak biolog Richard Dawkins, zastanawia mnie także ich w i a r a. Tak, wiara - we wszechmoc nauki, w to, że może ona odpowiedzieć ona na wszystkie pytania czy potrafi nadać sens życiu. Ale czy rzeczywiście takie przekonanie ma racjonalne podstawy?

Mój znakomity redakcyjny kolega (i zarazem imiennik) Szymon Zdziebłowski opublikował całkiem niedawno na tymże blogu ciekawe omówienie filmu „Początek”.

Filmu do tej pory nie udało mi się zobaczyć (choć mam nadzieję, że dotrę do niego), ale recenzja pobudziła mnie do myślenia, a także do polemiki z niektórymi sformułowaniami autora.

Zacznę od tytułu recenzji. "W rozkroku między wiarą a nauką" odnosi się, jeśli dobrze rozumiem, do sytuacji bohatera filmu: rozdarcia między racjonalistyczno-naukowym punktem widzenia a osobistymi duchowymi przeżyciami.

Tytułowy "rozkrok" sugerować może - choć nie jestem pewny, czy zgodnie z intencjami autora - że nauka i wiara nie dadzą się na dłuższą metę pogodzić. Bo jak długo możemy wytrzymać tę ekwilibrystykę, żeby nie upaść na ziemię albo nie zwichnąć swoich kończyn? W końcu nasze ciało musi powrócić do wygodniejszej pozycji - czytaj: wybrać między nauką a wiarą.

Osobiście nie podzielam opinii, że te dwie sfery życia muszą się wykluczać. Przeczą zresztą takiej tezie empiryczne przykłady: jest i było niemało osób wierzących, które są jednocześnie wybitnymi naukowcami. Wśród nich byli także duchowni, tacy jak opat Gregor Mendel, odkrywca praw dziedziczenia, czy belgijski ksiądz Georges Lemaitre, który - co warto przypomnieć - jest twórcą teorii "Wielkiego Wybuchu". Łączenie tych dwóch perspektyw bywa rzeczywiście trudne, ale jest możliwe. Wystarczy sięgnąć do licznych książek kosmologa Michała Hellera, który podkreśla, że "nauka daje nam wiedzę, a wiara sens".

Chcę podkreślić przy tym, że słowo "wiara" traktuję tu szeroko, nie ograniczając go do religii - jako różnego rodzaju nasze przekonania, których nie potrafimy racjonalnie udowodnić. Przy takiej definicji światopogląd religijny jest tylko jednym z przypadków wiary. A, moim zdaniem, my wszyscy - naukowcy nie są wyjątkiem - żywimy rożnego rodzaju poglądy, które przyjmujemy ... "na wiarę" właśnie, bez ich uzasadniania.

Kiedyś - w czasach szkolnych - bardzo mnie wzruszała mickiewiczowska ballada o "czuciu i wierze" zwykłych ludzi, które przeciwstawiano "mędrca szkiełku i oku". Dziś takie stawianie sprawy wydaje mi się absurdalne. Sugeruje przecież - najzupełniej fałszywie - że naukowiec musi być racjonalistą do szpiku kości, w dodatku jakby trochę niedorozwiniętym emocjonalnie. Tak jakby naukowcy byli jakimiś cyborgami, który poza swoim laboratorium świata nie widzą... Zupełny nonsens.

Wiara - w szerokim sensie tego słowa - jest chyba niezbędna każdemu, a więc także naukowcom. Po pierwsze, jako wiara badacza w samego siebie, w swoje umiejętności. Ale również - jako przekonanie o tym, że Wszechświat poddaje się racjonalnemu poznaniu i że właśnie naukowe metody dają najdokładniejszy - co nie znaczy jedyny - sposób poznania i opisu rzeczywistości.

Tu przechodzę do innej kwestii poruszonej w tekście Szymona Zdziebłowskiego: czy zapał i wiara mogą - a jeśli tak, to w jakiej sytuacji - zakłócić dążenie badacza do bezstronnego poznania prawdy?

Oczywiście - takie zagrożenie istnieje. Dzieje się tak, jeśli wiara zaczyna górować nad wiedzą i wdziera się na pole zastrzeżone dla badań naukowych. Aby uniknąć tego konfliktu, zarówno nauka, jak i wiara powinny znać swoje granice i ich nie przekraczać.

Wiele już atramentu wylano, pisząc o "zapychaniu Bogiem dziur w nauce", uprawianym w przeszłości i obecnie przez niektórych duchownych i teologów. To przykład, jak religia wchodzi na pole zastrzeżone dla naukowego poznania - kiedy braki w wiedzy o świecie próbuje się co i rusz uzupełnić "boską interwencją".

Ale występuje też - moim zdaniem - zjawisko odwrotne: gdy niektórzy scjentystyczni pasjonaci twierdzą, że rozpoznanie wszelkich zagadek Wszechświata jest tylko kwestią czasu, bo nauka nam wszystko wcześniej czy później wyjaśni.

A pytania o sens istnienia całego Wszechświata czy życia każdego z nas? O to, co moralnie słuszne, a co nie? Czy nauka na to kiedykolwiek jednoznacznie odpowie? Wątpię. Nauka, jak wiadomo, zajmuje się opisem tego, co jest (lub było), a nie snuciem proroctw czy roztrząsaniem, jak być powinno.

Olśniewający postęp nauki jest rzeczą fascynującą, choć ma także swoje ograniczenia. Można oczywiście głosić, że nauka rozświetli w przyszłości wszelkie "mroki", ale takie twierdzenie zaliczyłbym właśnie do królestwa wiary, a nie rozumu.

Szymon Łucyk

Przed dodaniem komentarza prosimy o zapoznanie z Regulaminem forum serwisu Nauka w Polsce.

Copyright © Fundacja PAP 2024