Nauka dla Społeczeństwa

25.04.2024
PL EN
02.03.2015 aktualizacja 02.03.2015

Magda Richter: dobry naukowiec żyje na walizkach

Fot.: Robert Kowalewski Fot.: Robert Kowalewski

Dobry naukowiec żyje w dużej mierze na walizkach - mówi PAP doktorantka Magdalena Richter. Na Uniwersytecie Cambridge - gdzie prowadzi swoje badania - konkurencja jest ogromna, czuć presję uzyskiwania wyników i bardzo dobrych publikacji. Przyznaje, że praca naukowca jest tam jednak niezwykle inspirująca.

Magdalena Richter swój projekt doktorancki realizuje w Instytucie Biochemii i Biofizyki PAN (IBB) oraz Wydziale Genetyki Uniwersytetu Cambridge. Specjalizuje się w biologii molekularnej. Jest jedną z organizatorek konferencji popularnonaukowej „Science. Polish Perspectives”, która od trzech lat odbywa się w Wielkiej Brytanii. Zajęła też drugie miejsce w drugiej polskiej edycji konkursu FameLab dla naukowców, którzy w fascynujący sposób potrafią opowiadać o skomplikowanych naukowych zagadnieniach.

PAP: W jaki sposób trafiłaś na Uniwersytet Cambridge?

Magdalena Richter: Robiąc magisterium z biotechnologii w Gdańsku wiedziałam, że chcę iść ścieżką kariery naukowej i zrobić doktorat. Kiedy kończyłam mój drugi kierunek - analitykę medyczną, zaczęłam szukać możliwości zrobienia doktoratu w Londynie. W trakcie studiów magisterskich byłam tam na praktykach i zdecydowałam, że to jest miejsce, w którym chcę kontynuować przygodę z nauką. Złożyłam ponad 20 aplikacji, ale nikt nie zaprosił mnie nawet na rozmowę kwalifikacyjną.

Czas mijał i zaczęłam się w końcu rozglądać za innymi możliwościami studiowania nie tylko w Londynie, zaaplikowałam m.in. do Oxfordu. Znalazłam też ofertę Międzynarodowych Programów Doktoranckich fundowanych przez Fundację na rzecz Nauki Polskiej i tam też się zgłosiłam. Program miał taką formułę, że organizowano go w dwóch miejscach. Ja wybrałam wtedy program prowadzony w Instytucie Biochemii i Biofizyki PAN oraz w Cambridge. Jednak - podczas rozmowy kwalifikacyjnej - widząc niezbyt zainteresowane miny moich promotorów myślałam sobie wtedy: nie, Cambridge, za wysokie progi... Na bank się nie dostanę. A jednak udało się, trafiłam tutaj.

PAP: Jakie w takim razie badania tam prowadzisz?

M.R.: Pracuję w grupie, która zajmuje się cyklem komórkowym. Badam skomplikowane maszynerie, które znajdują się wewnątrz komórek i odpowiadają za rozdzielanie chromosomów. Gdy komórka się dzieli, to musi przekazać swój materiał genetyczny potomstwu. Przekazuje go w postaci chromosomów, które najpierw się duplikują, a potem rozdzielają. Jeden zestaw zostaje u komórki matki, a drugi przechodzi do komórki potomnej. Ja badam kinetochory, gigantyczne rusztowania, które umożliwiają prawidłowy rozdział chromosomów. To niesamowicie wygląda na żywo pod mikroskopem, kiedy zduplikowane chromosomy dosłownie rozjeżdżają się w komórce. Cały proces jest jednak bardzo skomplikowany i dopiero niedawno - 10 lat temu - zaczęto odkrywać, jak elementy kinetochoru są ze sobą powiązane i jaką pełnią funkcję.

PAP: Jakie konsekwencje dla Twojej kariery naukowej ma praca w dwóch prestiżowych jednostkach jednocześnie?

M.R.: W Instytucie Biochemii i Biofizyki PAN pracuję w laboratorium, które zajmuje się spektrometrią mas. Ma ono światowej klasy, niesamowicie dobrej jakości sprzęt. W Cambridge mój lab jest bardzo biologiczny. Wszyscy pracują z mikroskopami, hodują komórki muszki owocowej i badają jej cykl komórkowy, bo to łatwo można przełożyć na komórki człowieka. Starają się odpowiedzieć na czysto biologiczne pytania.

Minusem jest to, że nie mogłam całego czasu doktoratu poświęcić na zgłębianie jednej dziedziny. Przez to nie jestem ani biologiem komórki, ani biochemikiem wyspecjalizowanym z spektrometrii mas, jestem gdzieś na pograniczu. Z drugiej strony dzięki temu mój projekt bardzo korzysta. W dzisiejszych czasach trzeba być interdyscyplinarnym, łączyć różne dziedziny. To popycha naukę do przodu. W biologii można robić badania bardzo tradycyjnymi technikami, ale wykorzystując nowoczesne metody można osiągnąć te same rezultaty kilka razy szybciej.

Jednak widzę, ile mi dało robienie doktoratu w dwóch różnych miejscach. Gdybym robiła go w jednym miejscu, znałabym mniej technik, mniej ludzi. Widzę, jak bardzo się to przydaje.

PAP: Jakie widzisz różnice w codziennej pracy w tych dwóch ośrodkach?

M.R.: One mają zupełnie inny charakter. Laboratorium w Cambridge jest stricte naukowe, tam wszyscy prowadzą badania. To w IBB jest dużo większe, jest tam dużo więcej ludzi, jednak badania prowadzi tylko część z nich, pozostała część zajmuje się analizą zleconych próbek i diagnostyką dla szpitali. Moje laboratorium jest dość wyjątkowe na skalę IBB. Ilość i jakość sprzętu, którym prowadzimy badania, jest oszałamiająca. Kiedyś byłam na konferencji w Heidelbergu - w Europejskim Laboratorium Biologii Molekularnej i tam poszłam do ich laboratorium spektrometrii i tylko się uśmiechałam, myśląc w duchu: tego nie macie, tamtego nie macie i tego też nie, a my mamy.

W Cambridge wszyscy są dużo bardziej nerwowi, widać że jest duża presja, jeżeli chodzi o badania. Wszyscy są na nich bardzo skoncentrowani. Siedzą w laboratoriach w weekendy, do późna w nocy, czuć presję czasu i presję uzyskiwania wyników. W Warszawie tego tak bardzo nie odczuwałam. Być może jest to domena Cambridge, bo jest to jednak jeden z najlepszych ośrodków akademickich na świecie. Jest bardzo dużo rewelacyjnych grup. Kiedy rozmawiam ze znajomymi, którzy robią tutaj doktoraty, pracując w innych laboratoriach, to widać, że rzeczywiście są dużo bardziej... spięci.

Jednak sama praca naukowa jest tutaj dużo bardziej inspirująca. Wokół są sami naukowcy, tysiące różnych dziedzin, strasznie dużo różnych wykładów. Nobliści chodzą po ulicach, to naprawdę działa bardzo inspirująco. Tutaj mogę chodzić na wykłady o tematyce od A do Z. Ostatnio byłam na wykładzie pani profesor z MIT (Massachusetts Institute of Technology - PAP), która mówiła o poszukiwaniach egzoplanet. To bardzo silny bodziec, kiedy można w jednej sali przebywać z ludźmi, którzy są śmietanką naukową i prowadzą świetne badania. To działa bardzo inspirująco i daje prawdziwego "kopa". Sama atmosfera miasteczka, kiedy wychodzę na ulicę z labu, aby kupić sobie kawę, i widzę te wszystkie osoby, które biegną z zeszytami, książkami na zajęcia. Na ulicach widzi się albo samych młodych ludzi, którzy są studentami, albo posiwiałych profesorów w okularach. To wszystko buduje atmosferę i bardzo mobilizuje do działania, tworzy stymulującą mózg aurę.

IBB też działa w kampusie, gdzie są różnego rodzaju instytuty rozrzucone blisko siebie, ale wykłady, na które chodziłam w Warszawie, były jednak bardziej związane z moją tematyką.

PAP: Czy w Wielkiej Brytanii dużo osób decyduje się na podjęcie studiów doktoranckich? Czy jest to atrakcyjna propozycja dla młodych ludzi, rozpoczynających życie zawodowe?

M.R.: Szczególnie w Anglii widać, jak wiele różnych drzwi otwiera tytuł doktora. Można przecież zrobić doktorat i nie trzeba być naukowcem akademickim. Można przede wszystkim pójść do firmy, w moim przypadku biotechnologicznej, farmaceutycznej. Tych firm jest tutaj pełno. Przy samym Cambridge jest park naukowy, który skupia ogromną liczbę firm. Powstaje też bardzo dużo studenckich start-upów. Studenci wykorzystując rzeczy, nad którymi pracują w labie, zaczynają z tego robić biznes. Można też pracować dla rządu, firm patentowych, albo w mediach dla gazet czy BBC. Tych możliwości jest bardzo dużo. W Polsce po pierwsze nie ma jeszcze tak wielu firm, a po drugie za mały nacisk położony jest na komunikację naukową, więc ten cały sektor nie produkuje jeszcze etatów. W Wielkiej Brytanii szukanie pracy po doktoracie, mimo ogromnej konkurencji, wydaje się prostsze niż w Polsce.

PAP: A jak wielu doktorantów chce pozostać w nauce?

M.R.: Myślę, że większość. Jednak pozostanie w nauce nie jest takie łatwe, bo jest ogromna konkurencja i trzeba być naprawdę bardzo dobrym. Ci, którzy zajmują się dalej badaniami, wyjeżdżają na staże podoktorskie do USA, Szwecji, Niemiec, Szwajcarii. Dla tutejszych naukowców jest normalne, że się gdzieś przenoszą. W Polsce cały czas nie jest to takie oczywiste. W Polsce często zdarza się, że ktoś robi magisterkę, doktorat i staż podoktorski w jednym laboratorium. Tutaj to rzadkość.

PAP: A jakie są Twoje plany?

M.R.: Jestem właśnie na ostatnim roku doktoratu i muszę się zdecydować, co robić dalej. Na razie kompletnie nie wiem. Nauka mnie bardzo ekscytuje, sprawia mi ogromną przyjemność. Uwielbiam moją pracę, codziennie cieszę się, że do niej idę. Nawet gdy siedzę w laboratorium kilkanaście godzin, to jakoś wcale mi to nie przeszkadza. Z drugiej strony wiem, że im dalej w las, tym ciężej. Na osoby, które zaczynają staże podoktorskie, wywierana jest ogromna presja, aby publikowały i to publikowały bardzo dobrze, aby miały świetne wyniki. Od tego zależą dalsze kroki w karierze, uzyskiwanie grantów. To praca pod dosyć dużą presją psychiczną.

Na staż podoktorski nie jest się tak trudno dostać. Problem zaczyna się później, kiedy chce się założyć własną grupę badawczą. To już nie jest takie proste, bo jest bardzo mało miejsc, bardzo ciężko o pieniądze i granty. Tutaj trzeba być superdobrym, mieć szczęście, kontakty.

Z drugiej strony jest też kwestia mobilności. Jeżeli chce się być dobrym naukowcem, to trzeba zmieniać często miejsca, zyskiwać nowe kontakty, bo potem to pomaga. Ja po czterech latach jeżdżenia w kółko między Warszawą, a Anglią mam trochę dosyć i chciałabym gdzieś osiąść przynajmniej na jakiś czas.

To wszystko powoduje, że zaczynam się zastanawiać, czy nie spróbować w przemyśle, czyli iść do firmy i tam pracować jako naukowiec. Nie wypadać z nauki, ale pracować komercyjnie. Jednak nie mam żadnego doświadczenia w tym sektorze, więc nie wiem, czy się do tego nadaję. To jest duży plus pracowania na uczelni, że ma się dużą swobodę. Można chodzić na wykłady, czasami pracować z domu, mogę sama planować dzień i ustalać godziny pracy, byle tylko projekt szedł do przodu. Wiem, że w firmie nie byłoby z tym już tak łatwo.

PAP - Nauka w Polsce, Ewelina Krajczyńska

ekr/ mrt/

Proces rozdziału chromosomów, o którym mówi Magda Richter, można zobaczyć na stronie:

https://www.youtube.com/watch?v=yVRgE4AOT00 Chromosomy oznaczone są w nim na zielono.

Przed dodaniem komentarza prosimy o zapoznanie z Regulaminem forum serwisu Nauka w Polsce.

Copyright © Fundacja PAP 2024