Nauka dla Społeczeństwa

29.03.2024
PL EN
16.03.2015 aktualizacja 16.03.2015

„Bardzo polska historia wszystkiego” Adama Węgłowskiego

Stalin był Polakiem, Indiana Jones był Polakiem, Kuba Rozpruwacz był Polakiem – na taką wyliczankę natyka się czytelnik po otwarciu spisu treści najnowszej książki Adama Węgłowskiego, dziennikarza „Focus Historia”. Przesada obliczona na przykucie uwagi? Zdecydowanie tak.

W natłoku dziesiątek nowości książkowych wydawanych każdego miesiąca, trudno wybrać pozycje warte uwagi. Dlatego okładki muszą zwrócić naszą uwagę. Następnie, tych kilka zdań na tylnej okładce - im więcej naobiecują, tym większa szansa na to, że czytelnik książkę wybierze. Byłem dość sceptyczny sięgając po „Bardzo polską historię wszystkiego”. Zdecydowałem się na to głównie ze względu na nazwisko autora, którego cenię za artykuły popularnonaukowe. Ale, że Indiana Jones był Polakiem? Wolne żarty.

Zatopiłem się w lekturze. Co się okazało? Owszem, krzykliwe i chwytliwe hasła były oczywiście wabikiem. Jednak wcale nie poczułem się rozczarowany. Tropienie polskich wątków w powstaniu postaci filmowego Jamesa Bonda (mimo że Polakiem z pewnością nie był) jest pasjonujące. Dlaczego? Okazuje się, że być może pewien wpływ na niektóre wątki przygód superagenta wpływ mogła mieć postać polskiej kochanki Iana Fleminga (twórcy Bonda), która agentką również była. Poza tym, mało kto o tym wie, że jeden z mroczniejszych wrogów 007 – znany jako „Szczęki” - był... Polakiem, a swój mroczny wizerunek zawdzięczać miał katującej go bezpiece po rozruchach w latach ’70. Wątek ten nie był poruszany co prawda w filmowej odsłonie Bonda, ale w książce jest on szczegółowo opisany. Takich drobnych smaczków z polskimi akcentami jest w książce mnóstwo. Ale są też prawdziwie, dogłębne śledztwa. Tak bez wątpienia jest w przypadku części poświęconej Kubie Rozpruwaczowi, gdzie autor uparcie próbował dowiedzieć się, kim był legendarny morderca. Okazało się, że naprawdę wiele tropów wiedzie do Polski, a konkretniej odnosi się do imigrantów już 100 lat temu chętnie przybywającymi do Zjednoczonego Królestwa.

Równie wnikliwy jest rozdział dotyczący Drakuli. Podczas badań w czasie przygotowywania książki Adam Węgłowski natknął się na informację, wedle której pierwowzór Van Helsinga – słynnego pogromcy Drakuli z powieści „Brama Stokera” – pochodził z Węgorzewa. Nie tylko zbieżność nazwisk przykuła uwagę autora. Van Helwing był co prawda pastorem, ale jednocześnie naukowcem, który w metodyczny sposób przyjrzał się wampirycznej histerii na ziemiach polskich w XVIII w. Jego pełne wyważenia zapiski jednoznacznie wskazują na nowoczesne, pozbawione zabobonów podejście do tematyki rzekomych wilkołaków. Inna sprawa – na ile Helwing był Polakiem. To zagadnienie wielokrotnie podnoszone w książce i dotyczące innych bohaterów, a czasem antybohaterów. Dziesiątki lat zaborów, zmieniających się granic, utrudniały Węgłowskiemu jednoznaczne rozsądzenie narodowości. W przypadku „polskiego” pogromcy wampirów pisze: „Był więc Helwing Mazurem, wychowanym na styku wpływów niemieckich i polskich, wykształconym po europejsku, lokalnym patriotą przywiązanym do rodzinnej ziemi”. Ciekawostką jest fakt, że „polski” trop Drakuli odkryty przez Węgłowskiego wychwyciły amerykańskie media. Należy również mieć nadzieję, że symbol Pragi, golem – powstała z gliny istota, mająca chronić Żydów przed prześladowaniami - częściej będzie od teraz wiązana z… Poznaniem, bo rabin Jehuda Löw ben Becalel, który miał go stworzyć, wychował się właśnie w tym Wielkopolskim mieście. Wnikliwe śledztwo wykazało jednoznacznie, że golem był zresztą bardziej potrzebny w tym czasie (XVI wiek) w Polsce, a nie w Czechach.

Tak naprawdę po lekturze książki okazuje się, że ani Indiana Jones nie był Polakiem, ani nawet… Stalin (bo taka teza też się pojawia). Ale jej prawdziwą wartością jest wytropienie często zaskakujących powiązań biało-czerwonych przy powstawaniu ikon popkultury. Wyszukując związki Polaków z głośnymi postaciami i testując ich prawdopodobieństwo, autor wielokroć natykał się w czasie poszukiwań na bohaterów nieznanych szerzej w naszym kraju. A są to zdecydowanie osoby warte wspomnienia. Tak przykładowo jest w przypadku wielkiego podróżnika Mikołaja Przewalskiego (domniemanego ojca Stalina). Zresztą erudycja Węgłowskiego jest imponująca. Przykład: analizując nazwisko pogromcy wampirów van Helsinga, zastanawia się nad jego pochodzeniem. Może ma związek z miastem Helsingor w Danii, gdzie dzieje się akcja „Hamleta”? – zastanawia się. I tu autor celnie zauważa, że zamek ten wzniósł Eryk Pomorski z Darłowa. Trop jednak okazuje się błędny, ale czytelnik poznaje kolejne niezwykłe polonicum.

„To truizm – pisze w epilogu Węgłowski – ale dziś jest nam łatwiej niż kiedyś. Polska wróciła na mapę Europy, przestajemy być prowincją, mamy nawet czas by odkurzać zapomnianych bohaterów. (…) A jeśli nie zadbamy o pamięć o nich, nikt tego za nas nie zrobi”. Jak sam autor zaznacza, książka jest zarówno o postaciach bohaterskich i monumentalnych, ale również o szujach i zbrodniarzach. Wszystkie opowieści składają się jednak na pasjonującą lekturę na rześkie przedwiośnie na ławce w parku.

PAP - Nauka w Polsce

szz/ mrt/

Przed dodaniem komentarza prosimy o zapoznanie z Regulaminem forum serwisu Nauka w Polsce.

Zapisz się na newsletter
Copyright © Fundacja PAP 2024